Życie to coś więcej niż film

23
177
Antoni Bury. Życie szczęściarza

Życiorys Antoniego Burego wydaje się idealnym materiałem na książkę. Ale jednak trzeba było go odkryć. O kulisach pracy nad książką „Życiem Szczęściarza” rozmawiamy z Jarosławem Jurkowskim, Który wraz z Jakubem Dźwilewskim opisał niezwykłe losy pana Antoniego.

W jakich okolicznościach powstał pomysł napisania „Życia Szczęściarza”?
Inicjatywa wyszła ze strony córki pana Antoniego. To ona wpadła na pomysł, żeby u progu 95. roku życia jubilat otrzymał książkę o sobie i mógł się nią podzielić z rodziną i znajomymi.

Jak pan Antoni zareagował na informację o tym, że zostanie bohaterem książki?
Skojarzenie co najmniej kilku osób, które miały okazję poznać choćby część życiorysu pana Antoniego, było jednoznaczne – z tego powinna powstać książka. Nasz bohater od dawna był oswajany z tą myślą, dlatego podszedł do tego bez specjalnych emocji. Pan Antoni jest człowiekiem bardzo wyważonym i zwykle zachowuje spokój. Bez jakiegoś egzaltowania się po prostu opowiadał nam o swoim życiu: tak było, tak to widziałem, tak to zapamiętałem.

Jak wyglądała praca nad książką? Co było w niej najtrudniejsze, a co najciekawsze?
To było wiele spotkań, które odbywały się od jesieni 2015 roku. Najpierw słuchaliśmy historii życia pana Antoniego, tak, jak on chciał ją nam odpowiedzieć. Potem spisaliśmy to i nagle okazało się, że z niektórych okresów życia mamy bardzo szczątkowe informacje, więc trzeba się było spotkać znowu. A potem zaczęliśmy oglądać zdjęcia… i okazało się, że spisaną już historię da się jeszcze uzupełnić o nowe, ciekawe wydarzenia i ludzi. Pan Antoni ma niesamowitą pamięć do nazw, nazwisk, adresów, umiejscowienia obiektów w terenie. To było fascynujące, kiedy odszukując według jego wskazówek miejsca i ludzi, bez większych problemów cofaliśmy się do czasów sprzed 70 lat. Zarazem była to najbardziej mrówcza praca, żeby losy naszego bohatera umiejscowić na tle wydarzeń o szerszej skali.

Która z „przygód” pana Antoniego najbardziej zapadła Panu w pamięć?
Ta, w której uratował niemieckiego pilota-oblatywacza z płonącej maszyny. Piękna historia, a trzeba było namawiać pana Antoniego, żeby pozwolił ją umieścić w książce. Nawet po 70 latach miał dylemat – uratował człowieka, ale jednak wroga. Wojenny czas ma swoją specyfikę, nie wszystko jest tak oczywiste.

Dlaczego warto „odkrywać” dla szerszego grona biografie ludzi „z tej ziemi”?
Bo gdzieś u podłoża historii, którą znamy z książek, podręczników, są historie ludzi, których wciąż mamy w swoim otoczeniu. Którzy zdobywali Berlin, budowali niemieckie tajne bronie, w dramatyczny sposób uciekali z Syberii. Mamy wśród nas świadków historii, którzy z pierwszej ręki wiedzą, jak wyglądała ta wojenna rzeczywistość i niejeden mit mogą sprostować. Nie ma co ukrywać, że nasze wyobrażenia o wojennych latach są kształtowane przez kinematografię, która od rzeczywistości bywa daleka. To, co mają do powiedzenia świadkowie historii, potrafi być jeszcze bardziej fascynujące. A kiedy spojrzymy w głąb procesu historycznego czy ciągu wydarzeń dziejowych, zawsze znajdziemy zwykłych ludzi, na których te zjawiska wpłynęły i którzy musieli się w nich odnaleźć. Właśnie tak staraliśmy się przedstawić historię życia pana Antoniego, zwłaszcza jego losy w trakcie wojny.

Czy możemy spodziewać się z Pana strony kolejnych książek o lokalnych bohaterach?
Czas pokaże. Kolejna książka, nie mojego autorstwa, a redakcji będzie poświęcona jednej z miejscowości naszego powiatu. Na prośbę siostry mojego znajomego, pasjonata historii lokalnej, dokończę pracę, którą przygotowywał. Niestety, nieoczekiwanie zmarł po wykonaniu kwerendy źródłowej i mając już sporą część książki spisaną. Siostra chce doprowadzić dzieło brata do końca, w czym będę miał okazję jej pomóc.

/kc/
Fot. Miejska Biblioteka Publiczna w Kędzierzynie-Koźlu