Senyszyn – profesor od lewicy

4
240
senyszyn.jpg

Prof. Joanna Senyszyn z Sojuszu Lewicy Demokratycznej na spotkaniu z mieszkańcami mówiła o kondycji polskiej polityki, problemach ze Wschodem i aborcji.

W Miejskim Ośrodku Kultury w Radlinie z mieszkańcami spotkała się wiceprzewodnicząca Sojuszu Lewicy Demokratycznej profesor Joanna Senyszyn. Była posłanka sojuszu wsparła kandydaturę lokalnego działacza na funkcję radnego w Radlinie i krótko zachwaliła kandydaturę Magdaleny Ogórek na urząd Prezydenta RP. Lwią część wystąpienia jednak profesor poświęciła na niezwykle interesujący wykład dotyczący praw człowieka, Unii Europejskiej, polskiej polityki zagranicznej oraz sytuacji gospodarczej. Po wykładzie profesor odpowiadała na pytania mieszkańców dotyczące kandydatury Magdaleny Ogórek, sposobu prowadzenia przez nią kampanii wyborczej i bieżących spraw politycznych w kraju. Zainteresowanie spotkaniem było duże, bo w kameralnej sali w radlińskim MOK-u zajęta były ponad połowa krzeseł. Na spotkaniu dominowali ludzie starsi, chociaż głos zabrało również kilku przedstawicieli młodzieży. To właśnie ta forma kontaktu najbardziej przypadła do gustu profesor Senyszyn. Mieszkańcy bowiem pytali ją nie tylko o to, jak funkcjonuje polityka krajowa, ale także np. o zagrożenia płynące z wpływu procesów globalizacyjnych na funkcjonowanie rządów (niebezpieczeństwo korumpowania polityków przez korporacje transnarodowe), czy o konieczność uregulowania niektórych spraw w przepisach dotyczących zamówień publicznych. Nie obyło się również bez małej kontrowersji. Jeden z uczestników spotkania w sposób niezwykle emocjonalny zwrócił uwagę, że poglądy wiceprzewodniczącej dotyczące przemocy wobec kobiet i dzieci stoją w sprzeczności z jej przekonaniami w sprawie aborcji. Następnie wypomniał profesor Senyszyn jej poglądy na temat PRL. Była posłanka Sojuszu wytłumaczyła jej stanowisko w prawie aborcji, ale większa część uczestników spotkania równie emocjonalnie wyprosiła politycznego przeciwnika, który zastosował się do ich próśb. Po spotkaniu profesor rozdała jeszcze kalendarze ze swoją podobizną, podpisywała autografy. Atmosfera uległa znacznemu rozluźnieniu, tak że wiceprzewodnicząca Sojuszu wymieniała z mieszkańcami dowcipy, które w treści koncentrowały się głównie wokół kondycji małżeństwa.

Jaka jest kondycja współczesnej lewicy w Polsce?

Dzisiaj mówienie o klasycznym podziale politycznym w Polsce jest niezwykle trudne. Następuje jego zanik. W dużej mierze o miejscu danej formacji politycznej na osi lewica – prawica decydują przekonania członków danych partii politycznych w kwestii zagadnień światopoglądowych. Partie posługują się hasłami, które omijają zagadnienia konfliktowe i w ten sposób starają się pozyskać jak najszerszy elektorat. Weźmy przykład sloganu wyborczego Platformy Obywatelskiej „by żyło się lepiej”. To hasło nie niesie za sobą przesłania politycznego. W pewien sposób można powiedzieć nawet, że jest odbiciem gierkowskiego „żeby Polska rosła w siłę, a Polacy żyli dostatniej”. I w obliczu takich zmian stanęła lewica. Dodatkowym problemem stała się choroba, na którą zapadła prawica w latach 90. Ta choroba, to podziały, które dotknęły naszą stronę sceny politycznej. Jeśli w latach 90. ugrupowania prawicowe miały swój Konwent Św. Katarzyny, to aktualnie przyszedł czas w tej kwestii na nas. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że są trudności z definiowaniem czym jest światopogląd lewicowy. Nie wszyscy bowiem podzielają pogląd, że np. Ruch Palikota jest formacją o takim charakterze. Natomiast bez wątpienia są w nim ludzie, którzy mają wrażliwość lewicową jak Anna Grodzka, Barbara Nowacka, Wanda Nowicka, Robert Biedroń. To bez wątpienia ludzie lewicy. Problem przezwyciężenia tych podziałów jest niezwykle złożony. To nie jest tak, że w SLD brakuje chęci do zbliżenia. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Na samym końcu trzeba przecież rozmawiać o personaliach, o miejscach na liście. Pozostają również kwestie doświadczeń, a tych Sojusz nie ma najlepszych, jeśli chodzi o kwestię zjednoczenia nie ma najlepszych. Projekt LiD był nieporozumieniem. Badania pokazały, że wyborcy dawnej UW nie chcą głosować na tą formułę, bo uważali, że to pewnego rodzaju mezalians, natomiast nasz elektorat nie zaakceptował tego posunięcia. W rezultacie uzyskaliśmy razem mniej, niż gdybyśmy do wyborów poszli osobno. To był pewnego rodzaju zimny prysznic, który zniechęcił SLD do dalszych projektów tego typu. Trudności z definiowaniem światopoglądu lewicowego przekłada się również na możliwości związane z tworzeniem koalicji programowych. Tak jest np. w przypadku Twojego Ruchu, którego część postulatów naprawdę nie można identyfikować jako lewicowe.

Jak Pani ocenia styl prowadzenia dzisiejszej polityki?

Przede wszystkim polityka staje się zakładnikiem marketingu. Mariaże polityczne, programy, ideologie schodzą na plan dalszy. Prymat nad organizacją życia politycznego mają specjaliści od PR. Głębszą refleksję nad polityką może się pochwalić bardzo wąski wycinek społeczeństwa. Pozostali interesują się nią jedynie powierzchownie. Amerykańskie badania pokazują, że dla większości wyborców wystarczą fotografie i na ich podstawie wskazuje zwycięzcę. Dlatego nad politykami pracują specjaliści od wizerunku. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Donalda Tuska w debacie z Lechem Kaczyńskim, on rzeczywiście miał jakby „wilcze oczy”. Natomiast wówczas specjaliści ze sztabu prezydenta Kaczyńskiego wykonali kawał dobrej roboty. Kaczyński wyglądał bardzo dystyngowanie siedząc w fotelu na tle biblioteki. Te elementy posługiwania się wizerunkiem naprawdę wpływają później na wyniki wyborów. Poza tym moim zdaniem do polityki dostaje się coraz mniej wartościowych ludzi. Króluje populizm. W debacie publicznej zbyt często politycy posługują się stereotypami i uprzedzeniami. Na dłuższą metę to może być bardzo niebezpieczne.

Jak Pani ocenia na tym tle polską politykę zagraniczną, zwłaszcza w jej wschodnim wymiarze?

To bardzo złożona materia. Przede wszystkim trzeba spojrzeć na interesy naszego kraju, ale także na to, jak budowana jest ta część polityki zagranicznej w perspektywie europejskiej. Wchodząc do UE istniały oczekiwania tak ważnych graczy w Unii jak Francja, czy Niemcy, że Polska będzie swego rodzaju pośrednikiem w stosunkach z Moskwą. To przeświadczenie wiązało się po pierwsze z doświadczeniami historycznymi, po drugie z naszym położeniem geograficznym. Tymczasem polskie elity rządzące raczej zdecydowane były na konfrontację z Rosją. Zresztą w mojej opinii złe stosunki ze wschodem są charakterystyczne dla całej Unii. Nie został wypracowany we wczesnej fazie rozszerzenia Unii model współpracy z Federacją Rosyjską. Rosja na taki kontakt wówczas czekała. I moim zdaniem przegapiliśmy ten moment.

Leszek Iwulski